Twórczość

Co kryje uczniowski zeszyt znaleziony na strychu?
Książka wyjaśnia zagadkę.

To nigdzie dotąd niepublikowane rekolekcje ks. Karola Wojtyły, głoszone rabczańskim licealistom.

Ewa Owsiany uzupełnia ten zapis obrazem dawnej Rabki. Słowem żywym i gorącym od wzruszenia maluje Kaplicę Zdrojową, szkoły, rzeki, sosny w parku, światełka przy grocie
i wiewiórki, a przede wszystkim – wspaniałych  ludzi czasu minionego.

Uzdrowisko nad Rabą, jeszcze o tym nie wiedząc, przeżywa właśnie swój moment dziejowy.
Z Krakowa przyjechał skromny kaznodzieja, mieszka u księdza Malińskiego w Białym Dworku…

„Takim go widzę – wspomina autorka – szczupły, lekko przygarbiony, komża narzucona na sfatygowaną (jak mój zeszyt) sutannę, buty nie pierwszej młodości. Czasem, porwany tematem, unosi się nieznacznie na palcach. Zaprasza, byśmy przyszli na Kanoniczą, gdy już będziemy studentami: Nie zapomnijcie o mnie. Czekam na was…”

Tyle lat! Trudno uwierzyć. Działo się i działo, przeminęło, a przecież trwa – pisze Ewa Owsiany prowadząc nas gorczańskim śladem w biografii papieża. Wiele archiwalnych zdjęć wzmacnia urok tych wspomnień.

Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa "M" z Krakowa.

Ta książka jest jak kojący dotyk przyjaznej ręki – tak recenzenci ocenili  reportaże i opowiadania Ewy Owsiany zawarte w tomie „Nic straconego”.  Tytuł – pisano – szczelnie przystaje do zawartości. To rzecz pisana od strony światła: o wzajemnym dźwiganiu do nieba, o ratujących
i ratowanych, o ludziach wierzących w sens trudzenia się życiem, które zawsze jest szansą i darem.

Oni po prostu czynią dobro. Jak święty doktor Krakowa, Antoni Kępiński, który kochał niekochanych. Jak profesor Julian Aleksandrowicz. Jak siostra Mirosława zbierająca nieszczęśnice z ulic. Jak pełna poświęcenia studentka psychologii klinicznej, dziewczyna na wózku inwalidzkim, czy matka, która rodzi z taką miłością i troską, że „Anioł Stróż ma urlop”.

Nie brak też w tej książce fascynujących postaci z czasów wojny i stalinizmu. To bohaterowie reportażu „Rozświetlić istnienie” czy „Listopadowej ballady”. Ludzie najbliżsi autorce. Ich losy splatają się z historią i przeżyciami tysięcy polskich rodzin. Czasem musieli być heroiczni. A jednak stać ich na wiarę w sens trudu i radość życia.

To książka przeciw daremności. Napisana barwnym, mistrzowskim językiem, na pewno przyniesie ulgę tym, którym potrzebna szczypta otuchy. 


I tym razem Ewa Owsiany dostarcza czytelnikom pokrzepienia. Pisze o oswajaniu świata, ciemności, lęku przed pustym pokojem, samotnością, chorobą i śmiercią. Chce wnieść „kropelkę światła” w nasze przeżywanie czasu. I, jak zwykle, czyni to za pośrednictwem portretowanych postaci. Warto się wzmocnić tymi ziołami!

W galerii obecnych tu znakomitości nie brak księdza Karola Wojtyły, ks. Jerzego Popiełuszki,
ks. Alego Fedorowicza z Izabelina i Lasek, profesorów Karola Estreichera i Jana Miodońskiego
i wielu innych luminarzy. Ale są też ludzie skromni, zwyczajni, w szarości swoich dni świecący niezwykłym blaskiem. Jak choćby wolontariusze hospicjum. Albo znawca magii uczłowieczonego lasu, w którym każde drzewo, nawet najmniejsza krzewina, oddycha własnym rytmem.

„Zioła na tęsknotę” mówią też o innej magii: o misterium naszych śladów na ziemi.  Słowo, obraz, migawka zatrzymana w kadrze pamięci, ułamek gestu… Tak będziemy przez kogoś zapamiętani, gdy już dopłyniemy, w ślad za poetą Teofilem Lenartowiczem, tam, gdzie już tęsknić nie trzeba.


Fundamentem tego zbioru jest inspirujący moment zdziwienia. Bez zdziwienia nie ma reportażu. Wędrujemy od narodzin do śmierci i od rana do wieczora, dziwiąc się światu, który zmienia się na naszych oczach. Czasem tak mocno przywala nas nadmiarem zależności, niepokoju i błota, że nasze wewnętrzne „ja” przestaje świecić. Więc może trzeba odpocząć? Otrząsnąć ze siebie bitewny pył codzienności i wyruszyć do własnych źródeł.

Wraz z tą książką, śladami wielkości, pielgrzymujemy do miejsc ważnych dla naszej śródziemnomorskiej kultury. Poznajemy kraje i ludzi, którzy kształtowali polską wrażliwość. Od Ziemi Świętej, Bizancjum i Afganistanu, który jawi się nam jakby wyjęty ze snu, poprzez Kretę, Santorini i Hiszpanię, karmiącą nas zachwytem dla człowieka honoru i musicalem „Jesus Christ Superstar”, docieramy do miejsc związanych z Goethem, Mickiewiczem, Słowackim i Chopinem. Nawet Hamlet przemawia do nas z murów swego zamczyska i psy szczekają nad ponurą Newą…

Zatoczywszy koło na mapie wracamy do gniazda. Jest to wciąż odkładana na później podróż
w świat młodości rodziców, której razem odbyć już się nie da.



Nazywano ten zbiór „reportażem pod napięciem”, ponieważ odnowił zamierzchły spór o ambicje tego dziennikarskiego gatunku. Czy ma być on tylko letnim zapisem faktów, dostrzeganych z pozycji postronnego obserwatora? Czy może raczej powinien być „gorącą” relacją, która wkracza w rejony literatury pięknej? Okrzyknięto autorkę „ewenementem” i stwierdzono, że jej tomik jest jaskrawym, klasycznym i klarownym przeciwieństwem żurnalistycznej nowomowy.
Ewa Owsiany szuka w tej książce dramatyzmu w miejscach niepięknych: szpitale, domy opieki, sądy, poprawczaki. Życie wre tutaj bez pokrywki, buzuje ogniem różnorakich krzywd i nieszczęść. Autorka nie stroni też od głębokiej, psychologicznej analizy swoich bohaterów. Tak jest w opowiadaniach „Ten wielki niepokój”, „Dziesięć procent śmierci”, „Dojrzewać po raz drugi” czy „Naderwana poręcz”, gdzie ramy jednego dnia mieszczą wielki obszar przemyśleń i przeżyć bohaterki.





Cień. Jednak cień. Ale południowy!

Wobec wszystkich opisanych w tym tomie dramatów drzwi reportażu pozostają uchylone. Szpara niewielka, wąski prześwit. A więc nadzieja. Że może kiedyś nastanie dla tych ludzi świt jakiejś ważkiej prawdy i smuga światła przebije się w ich wnętrze.

Ludzie przeciętni, nie wyróżniający się zbytnio, są gospodarzami tych stron. Zwykłe, przeważnie wiejskie domy, powtarzalne sytuacje, ale jakże rozchwiane uczucia! I nagle, zaskoczeni, odkrywamy
w trakcie lektury wiele niebanalnych prawd człowieczych. Autorka ukazuje całe to kłębowisko postaw
i zdarzeń posługując się żywym i wartkim słowem, nieoczekiwana pointą, zmiennym pulsem zdań.




Zbiór reportaży opatrzony tym zaskakującym tytułem zawiera znakomite, cienką kreską naszkicowane portrety ludzi, którzy w swoim życiu stają wobec przemożnych ograniczeń. Samotność, choroba, nędza, upadek… I Bóg, który pojawia się wszędzie tam, gdzie nieszczęście ludzkie mijane
w pośpiechu, odgrodzone murem obojętności.
Ten  ciemny obraz jednak nie przygnębia. Uczy współczuć. Przydaje wartości przygiętym troskami, niespokojnym wewnętrznie. Autorka wierzy, że dzięki skutecznej pomocy, dzięki najprostszym przyjaznym gestom, życie ludzkie może stać się bardziej znośne i bezdomny Bóg znajdzie dach wśród odrzuconych.
Gdy chodził po ziemi, też szukał miejsca, gdzie by głowę mógł skłonić. Niewątpliwie znajdzie je
w nowohuckim szpitalu na „Oddziale ostatniej nadziei”. Tam, w sali siedmiu chorych kobiet, przegląda się dookolna rzeczywistość włącznie z napięciami stanu wojennego. Tekst ważki, wart polecenia.




Książka autorstwa znanych reporterów, powstała z inicjatywy Instytutu Psychoneurologicznego
w Warszawie, obrazuje problem schorzeń społecznych Polski  lat osiemdziesiątych. Bohaterami reportaży są ludzie chorzy psychicznie, upośledzeni umysłowo, alkoholicy, narkomani, chorzy na nerwice i stwardnienie rozsiane.

Ewie Owsiany przypadła  do opracowania obszerna (zajmująca połowę książki) dziedzina psychiatrii. Owocem jej reporterskiego trudu są m.in. teksty „Monarchia absolutna”, „Portret chłopca z głową psa”, „Obezwładnienie”, „Bezradność wobec nerwic”, „Frustra – znaczy na próżno” i „Dzień wyjęty z czasu” – relacja o integracyjnej i terapeutycznej wycieczce młodych schizofreników na Lubogoszcz.

Wspólnym mianownikiem tych publikacji jest troska o poprawę zdrowia psychicznego w Polsce
i kwestia społecznej izolacji chorych. Nie jest z tym problemem u nas najlepiej, dlatego z okładki spogląda na nas bardzo niespokojne oko…



Jak pisać, jak przyswoić sobie tajniki warsztatu dziennikarskiego i sprawnie formułować myśli, by stronice gazet nie były tapetą frazesów i banałów? Wydawcy tego podręcznika powierzyli redaktor Ewie napisanie rozdziału poświęconego reportażowi. W efekcie powstał obszerny esej o walorach tego gatunku i o sztuce pisania. Zdanie najchętniej cytowane, które najbardziej  utkwiło w pamięci czytelników, brzmi:

Dobry reportaż powstaje ze zdziwienia. Albo z oczarowania jakimś człowiekiem, czy splotem zdarzeń. Może być, że z protestu. Czyli dlatego, że dziennikarz potrafi przejmować się, i to nie tylko sobą.”